NUMER ALARMOWY GR 886 579 408
Logowanie
Nazwa Użytkownika

Hasło



Nie jesteś jeszcze naszym Użytkownikiem?
Kilknij TUTAJ żeby się zarejestrować.

Zapomniane hasło?
Wyślemy nowe, kliknij TUTAJ.
Nawigacja
Strona Główna
Galeria
Archiwum Zdjęć
Artykuły
Forum
Linki
Szukaj
Kalendarz
Download
Informacje o SIM:
Kim jesteśmy?
Co proponujemy
Kontakt
Wzorowy wolontariusz
Regulamin SIM PCK w Wejherowie
Kursy Pierwszej Pomocy
Mistrzostwa Pierwszej Pomocy
Informacje o GR:
Historia
PROJEKTY
Integracja-Gorączka Sobotniej Nocy
Podziękowania
Honorowi Dawcy Krwi PCK
Oddaj Krew
Działalność Klubu HDK PCK w Wejherowie
Szkolne Koła PCK
Działalność SK PCK
Wykaz SK PCK
Oddział Rejonowy PCK:
Oddział Rejonowy PCK w Wejherowie
KAMPANIA 1%

Chcesz nas wesprzeć ?

Kliknij tutaj !

Z góry dziękujemy

FACEBOOK
Motto

" Posiadanie wielkiego serca nie ma nic wspólnego z wartością twojego konta bankowego. Każdy ma coś, co może dać innym." - Barbara Bush (żona Georga H.W. Busha)

SPONSORZY




Kaszubski Bank Spółdzielczy

AUTO Brudniewicz













Nasi Przyjaciele
Oficjalna strona GR PCK Gdynia

Wejherowo - serwis informacyjny

Blog obozu w Garczynie

Klub HDK przy ZR PCK Wejherowo

SK PCK w Gim. nr 1 w Rumi

KS TYTANI Wejherowo
„Bo wszyscy w Cieciorce są wykolejeni…” 2002
Tymczasem na dworcu w Gdyni Głównej Osobowej, na peronie 4 grupka młodych ludzi, obładowana różnej maści tobołami zaczęła energicznie machać i krzyczeć do mnie. Jakież ogromne było zdziwienie moich rodzicieli, gdy zobaczyli jak kilkanaście osób rzuca się na ich córkę… O godzinie 9.10 ruszyliśmy w nieznane. Wiedzieliśmy tylko jedno – wysiąść na stacji: Kaliska. Muszę przyznać, że miałam pewne problemy z ustaleniem godziny odjazdu pociągu… ale człowiekowi, który ma wakacje należy wybaczyć ;) Podczas podróży toczyły się bardzo żywe rozmowy na temat imprez… Po około dwóch godzinach telepania się pociągiem PKP, naszym oczom ukazał się napis KALISKA oraz dwie postacie siedzące na ławce. Byli to Bartek P. i Bartek B. Przyszli po nas, bo im się pewnie nudziło ;) Droga wiodła przez las… po asfalcie. Po ponad półgodzinnym marszu naszym oczom ukazał się znak informacyjny: Cieciorka… Jakże szczęśliwi byliśmy, że dotarliśmy na miejsce. Mniej radośni byli zapewne mieszkańcy, którzy usłyszeli dzikie wrzaski, np. ten na moje powitanie z tą, „która miała fajny biust”. Zakwaterowani byliśmy w namiotach, mieliśmy także całodobowy dostęp do luksusowych ubikacji, a nawet co drugi dzień do prysznica, pod którym i tak ani razu nie trafiłam na ciepłą wodę… Pierwszej kąpieli zażyłam tuż po przyjeździe, gdy to podczas zbierania chrustu na ognisko złapał nas deszcz… niebo zapłakało nad Cieciorką, która przez najbliższe dwa tygodnie miała nie być tym samym miejscem, ponieważ przyjechało tam 34 ludzi z PCK.
Należy zaznaczyć, że był to obóz szkoleniowo-wypoczynkowy (nie wypoczynkowo-szkoleniowy), więc dla przykładu już pierwszego dnia mieliśmy coś w rodzaju zawodów z pierwszej pomocy. Opierając się o wyniki, podzielono nas na grupę ratowników i instruktorów. Istniała także trzecia grupa – liderów. Pierwszego tygodnia liderzy uczyli pierwszej pomocy ratowników i powtarzali materiał z instruktorami. Sami mieli swój kurs liderski. W drugim tygodniu nastąpiły pewne zmiany: instruktorzy uczyli pierwszej pomocy ratowników, a sami mieli kurs instruktorski. Tak to mniej więcej wyglądało. „Zajęcia programowe” pochłaniały sporą część czasu, co wprawiało nas niekiedy w złe samopoczucie. Ale to było tylko chwilowe ;) W rzeczywistości zajęcia te bardzo dużo nam dały. Wyżyć się, wyszaleć, pośmiać i pogadać mogliśmy podczas dyskotek (pozdrowienia dla DJ Bartka i jego winamp’a) oraz podczas wieczornych zabaw w rodzaju: „powiedz: kogo kochasz”, „zdejmij to” itp., które były swoistym testem na inteligencję ;) Najlepsza zabawa była zdecydowanie podczas przedstawiania skeczy (np. „Mamo. Umieram”) i na dyskotece, na którą chłopcy mieli przyjść w damskich kreacjach, zaś dziewczyny w męskich. Modulacja głosu i odpowiednie zachowanie także było bardzo ważne. Wymiana ciuchów i przebieranie się trwało dosyć długo. Widok „kobiet” w makijażu, perukach, obcisłych, seksownych ciuszkach rozbrajał wszystkich „mężczyzn” o trzydniowych zarostach z tuszu. Gdy nie bawiliśmy się w czeczenii (mam tu na myśli niski budynek za obozowiskiem), siedzieliśmy z harcerzami przy ognisku i śpiewaliśmy piosenki przy akompaniamencie gitary i puszki z ryżem.
Każdego ranka na zbiórkach dowiadywaliśmy się jaki będzie kolejny dzień. A przeżyliśmy dni: koloru zielonego, pomarańczowego, śpiewania, chamstwa i nadmiernej uprzejmości, milczenia przy stole, śmiesznego chodu, chodzenia parami, ciuchów na lewej stronie, podziału na biednych i bogatych, śmiesznych fryzur, powszechnego ratowania itd. Największa jazda była wtedy, gdy w ciuchach (i sznurowadłach) wywiniętych na lewą stronę musieliśmy iść do miasta na zakupy. Wzbudzaliśmy ogólne zainteresowanie, szczególnie, gdy gadaliśmy w jednym z większych sklepów po angielsku. „C’mon girls”.
Atrakcją każdego dnia i co drugiej nocy były warty. Jakże bardzo musiało nam się nudzić, że spędzaliśmy poranki, przerwy poobiednie i wieczory w kuchni, zmywając gary, latając z mopem, rozkładając talerze i zwiewając przed panią komendantką. A nocami po placu przed namiotami kręciła się zwykle parka lunatyków z latarkami. Hitem sezonu stało się zdecydowanie obieranie ziemniaków… ZA GRUBO!! Te dwa słowa nadal słyszę po nocach… Nasze poczynania obserwowała pewna „przesympatyczna” pani, jeżdżąca czerwonym maluchem, przeczulona na punkcie czystości w toaletach oraz cieniusieńkich obierek… W kuchni nadzór pełniło dwóch harcerzy – Sławek oraz Pchełka. Dla obu stron była to prawdziwa męka ;) Do harcerskiej kadry należał także Spinacz, który dysponował często nam potrzebnym czerwonym gwizdkiem. O tej trójcy z ZHP powstawały prawdziwe legendy… (prawda Marta? ;) Dzięki komendantowi Andrzejowi mogliśmy pobiegać po lesie, a tam – ratować ludzi, dzwonić po pogotowie ze skomplikowanego w obsłudze telefonu, poprzebierać się w pachnące stroje OP-1 i maski przeciwgazowe „słoń” oraz pobawić się w nawigatorów. Andrzeju – dziękujemy za banany!! Nie ma to jak jedzenie owoców w środku nocy podczas alarmu ppoż.…
Tego lata w Cieciorce odchodziło wiele mocnych motywów: tworzyliśmy piosenki, hasła, które stały już szlagierami… Mam tu na myśli np. JEZYKI. Nie gorsza zabawa była także podczas pląsania (szczególnie z maksymalnym przyśpieszeniem !). W nie małe zdziwienie wprawialiśmy wiejskie otoczenie śpiewając nasze piosenki. Cieciorkowe szlagiery dały się również we znaki podróżującym z nami pasażerom, gdy wracaliśmy do naszych nudnych domków :( Wiele nieartykułowanych dźwięków dało się także usłyszeć, gdy co niektóre osoby zaczynały się śmiać…
Co jakiś czas na naszej drodze mogliśmy spotkać człowieka z kamerą. Czemu on zawsze był tam, gdzie coś się działo?! Gdy przedstawialiśmy skecze, ratowaliśmy ludzi i wygłupialiśmy się na maksa?! Oglądając tę dwu i półgodzinną taśmę można bawić się lepiej niż przy polskich komediach. Polecamy. W kinach od 11 września. Wyjazd ten można też określić mianem telenowelli brazylijskiej… Ale to po programie ;)
Na tym obozie naprawdę DUŻO SIĘ DZIAŁO i nie starczyłoby mi ani miejsca ani sił, żeby opisać te wszystkie chwile, wydarzenia…
Na koniec chciałabym podziękować organizatorom za obóz, na którym wiele się nauczyłam, poznałam wspaniałych ludzi i naprawdę dobrze się bawiłam (do tego stopnia, że po powrocie do Gdyni załapałam doła…). CieCiorka stała się moim drugim domem (ale ta nazwa nadal mnie rozbraja :) Wielkie dzięki dla tych ludzi, z którymi spędzałam najwięcej czasu, z którymi się razem śmiałam i płakałam. Oni wiedzą o co chodzi…

„Złotówka” slonko-84@wp.pl

P.S. Jak doznam kolejnej wizji, to usiądę przed kompem i napiszę Wam coś jeszcze.

Dodane przez hekajek dnia 09 grudzień 2006 18:03:580 Komentarzy ˇ 1817 Czytań - Drukuj
Komentarze
Brak komentarzy.
Dodaj komentarz
Zaloguj się, żeby móc dodawać komentarze.
Oceny
Dodawanie ocen dostępne tylko dla zalogowanych Użytkowników.

Proszę się zalogować lub zarejestrować, żeby móc dodawać oceny.

Brak ocen.